Sprawmy sobie Łomot


Cóż, czasem w życiu każdy podejmuje głupie decyzje. Tak było z moim startem w „sprawmy sobie Łomot”, może nie było to głupie, ale mało rozsądne. Na bieganie nie miałem ostatnio zbyt dużo czasu, a dystans 21 km ostatni raz przebiegłem w styczniu, ale skoro byłem już na liście startowej …

Trasa

W czerwcu podczas pracy na Rykowisko Ultra Trail udało mi się przebiec dzień przed zawodami trasę Łoszaka, która uświadomiła mi, że Maciej (autor tras) nie lubi prostej roboty, a im więcej górek tym lepiej! To doświadczenie nie dawało nadziei, że na Łomocie może być lekko. Wytyczenie ciekawej, mocno urozmaiconej 21 km trasy, na w sumie nie dużej przestrzeni z tyloma podbiegami i zbiegami, naprawdę robi wrażenie i daje mocno po dupie, ale myślę, że każdy kto się zdecydował na ten start na to liczył! Dodam, że miałem wrażenie, że jak na zbiegach nie leżały powalone drzewa, to Maciej je tam przeciągał, tak żeby było ciekawiej 🙂

Rywalizacja, a właściwie moja walka z dystansem

Z racji, że nie biegam zbyt dużo, od startu założenie miałem jedno, biec swoim tempem, nie patrząc na zegarek od punktu do punktu. Pierwszy kilometr mocno mnie zaskoczył, po ok 600 m zaczęły się spore górki i to była zapowiedź tego co czeka nas na trasie 🙂 Do podbiegu z linami udawało mi się nawet wszystkie napotkane górki podbiec, a w przypadku tego konkretnego podbiegu pokonałem go środkiem, na czworakach co było o wiele szybszym sposobem niż używanie liny 😛

Lekki kryzys przyszedł w okolicach 8 km, ale zaraz wyłonił się punkt odżywczy, wypiłem kubek izo, zjadłem żel, popiłem wodą i ruszyłem dalej na trasę. Gdzieś ok 10 km zamiast patrzeć pod nogi rozglądałem się gdzie mam biec dalej i porządnie się wywaliłem, podobnie na ok 14 km – cóż to jest trail, trzeba być czujnym!

Fajne było to, że cały czas biegłem swoim tempem, pomimo przybywających kilometrów w nogach utrzymywałem tempo i doganiałem kolejnych biegaczy, a mnie nikt nie wyprzedzał 🙂 Punkt odżywczy na 16 km, ten sam zestaw co 8 km wcześniej i ruszam na ostatnie 5 km, czuję się dobrze, ale cały czas mam w głowie, że po drodze czeka mnie kilka górek 🙂 W granicach 18 km słychać już spikera, postanawiam przyspieszyć przecież to już tylko 3 km do mety!

Mknę przez ścieżki, przez które pewnie na co dzień chodzą tylko zwierzęta, zegarek pokazuje 20 km, Pan Andrzej krzyczy jeszcze tylko 800 m i jedna górka! Wtedy uświadomiłem sobie, że to pewnie ta z początku trasy 😛 lekko nie było, podbieg, zbieg, podbieg zbieg i myślę sobie dobra ostatnia prosta i meta! No cóż to byłoby za oczywiste na tą trasę. Jak na Łomot przystało, jakby ktoś się nie zmęczył przez 21 km to na ostatnich kilkuset metrach dostawał jeszcze konkretny wpierdziel – na drodze wzdłuż jeziora Łąckie Duże leżały powalone drzewa, których oczywiście nie dało się ominąć, potem podbieg pod kapliczkę znaną z filmu Ogniem i mieczem i w końcu widać metę !

Podsumowanie:

Dystans: ok 22 km

Czas: 2:13:35

Miejsce: 50/218

Przemo

To nie był ostatni raz

Dawno nie startowałem w dłuższym biegu niż 10 km, warto dodać, że w tym roku były to moje drugie biegowe zawody – pierwsze były w marcu na hali na dystansie 3000m! Jednak trail to trail i na pewno będę wracał na trasy takich imprez. Może trzeba w końcu pomyśleć o czymś dłuższym i przekroczyć granicę 42 km ? Tymczasem kolejny start zaplanowany mam na 31 grudnia – Bieg Sylwestrowy w Łodzi to dobra opcja na zakończenie roku.

Zdjęcia: Rykowisko oraz Przemo